SŁOWACJA - zimą na narty

Nadeszły ferie zimowe, więc - podobnie jak jedna trzecia polskich rodzin, w tym samym czasie - kombinowaliśmy, jak zająć tej niewydarzonej zimy nasze dzieci i siebie samych.
Zima sprawiła nam sporą niespodziankę i wynagrodziła za wyruszenie na jej poszukiwanie za południową Polski granicę śniegiem, mrozem i SŁOŃCEM!!!

O pierwszych krokach dzieciaków na nartach i naszych kameralnych małych pagórkach już było TU.
W tym roku postawiliśmy na wielką wyprawę narciarską i tydzień szusowania.

MIEJSCE SZUSOWANIA: Wybraliśmy Słowację, która chyba w temacie śniegu podpisała zbiorowy pakt z diabłem. A może po prostu zaplanowaliśmy urlop w tej odpowiedniej połowie ferii:-). Dokładniej, nasz tegoroczny cel, to Tatry Wysokie, coby w widokach mieć namiastkę Alp.

OŚROD-SKI: 
1. Zaczynamy już pierwszego dnia, jeszcze w Ojczyźnie, w  Małym Cichym. Było po drodze. Jedziemy w kierunku granicy w Łysej Polanie, ale na rondku przed odbijamy w kierunku Zakopanego i później Małego Cichego.
Przyjemny ośrodek dla już jeżdżących, ale i uczących się. Jednak całkowicie początkujących zaprosiłabym nie na główne krzesło, choć wiem, że wygodne, a raczej na orczyk poprowadzony po przeciwnej stronie stoku. Samochód zaparkować można na dole stacji na wielkim parkingu w samej miejscowości Małe Ciche. Z tego parkingu wyjeżdżamy krzesłem do góry. Jednak na górze stacji również jest wygodny parking. Z tego górnego mamy na pewno bliżej na stok i dostępny jest zarówno orczyk, jak i krzesło. No i po pozostawieniu samochodu, zakładamy narty i jedziemy od razu szybciutko na dół (!!!!) oczywiście po karnet, żeby powrócić na górę:-)

2. Bachledka  - jedno z ulubionych miejsc naszych dzieci. Moje chyba też;) Fajny, rodzinny ośrodek z pięknym widokiem na Tarty Wysokie z jednej strony 

i na nasze polskie Trzy Korony z drugiej strony. 

Bachledka położona jest tuż za granicą z Polską. Tak na marginesie - z Krakowa możliwa jest wyprawa jednego dnia. Jako, że byliśmy tam w środku tygodnia i w czasie, kiedy Słowacy nie mieli jeszcze ferii, nie uświadczyliśmy żadnych kolejek!!!
Dostępna jest taśma dla najmłodszych, krótki i łagodny orczyk, długa niebieska trasa z krzesłem, trasy czerwone i czarne, szkółka narciarska i oczywiście jest gdzie zjeść w przystępnej cenie. 
Dla każdego coś ciekawego, wyjeździć się można. Moje ulubione, to dwie czerwone trasy przy orczyku podwójnym i strasznie fajna czarna przy krześle.
Na najmłodszych - oprócz taśmy na dole - czeka świetny orczyk na samej górze, przy płaskiej górce oraz plac zabaw przy schronisku.
Herbatę warto zabrać w termosie własną, bo słowacka w schronisku jest kiepskiej jakości i kwotę 1.5 euro należy pomnożyć razy ilość osób i to jeszcze razy kilka w zależności od temperatury na zewnątrz. W każdym razie całą kwotę lepiej przeznaczyć na coś innego;)

3. Białka Tatrzańska. Chyba nie muszę pisać ani słowa o tym najbardziej obleganym i chyba największym ośrodku narciarskim w Polsce. To taka mała "mekka" polskich narciarzy:-)
Ale jednak muszę. Byliśmy tam ostatnio jakieś 10 lat temu. Tras było ci tam dostatek, nowoczesne kanapy. Jednak kolejki na 40 minut oczekiwania w szczycie były w stanie zniechęcić nas na ... no 10 lat właśnie.
Apeluję w tym miejscu do wszystkich, znających Białkę z tego samego okresu, co my i do tych, którzy zrazili się do Białki podobnie, jak my: ten ośrodek już Wam tego złego nie zafunduje, mimo zapchanych parkingów i szczytu sezonu. My byliśmy tam w ferie zimowe i maksymalny czas oczekiwania w kolejkach, to 7 minut. I to w szczytowej godzinie 11-12. Zniknęły kolejki nawet w karczmach, których jest pod dostatkiem przy każdej trasie.
Zuzia zakochała się w podgrzewanych i wyprzęganych kanapach,
które zwalniały przy wsiadaniu i wysiadaniu. Świstak narysowany na każdej kanapie nabrał sensu, kiedy patrzyłam na moją córkę, która siadała tak, żeby go widzieć między nogami. Wtedy zamknięcie fotela ląduje dokładnie między małymi nóżkami, niczego nie przyciskając. I wreszcie znaleźliśmy miejsce, gdzie kanapy zamykają się tak, że rurka ląduje pomiędzy nóżkami dziecka i bezpiecznie jedziesz do góry. 


Sposób, w jaki został rozbudowany ten ośrodek również robi niesamowite wrażenie. Bo: w końcu tam nie ma gór!!!!! Nie ma.
Ale widoki jakie gwarantuje wjazd na szczyt każdej z tras są niezapomniane!!!!!! Poza tym ilość i urozmaicenie tras zjazdowych jest nie do powstydzenia. Nie myślałam, że kiedyś to powiem , ale szczerze POLECAM!

4. Štrbské Pleso - świetny ośrodek, piękne widoki. Długa, średnio wymagająca trasa pod krzesło moja ulubiona. Penie dlatego, że zaczyna się na szczycie. Mój mąż twierdzi, że nudna ale ja mogę tylko na niej wykorzystać całodniowy karnet. Polecam dla rodziców a dla dzieciaków już co nieco jeżdżących. Przy czym Zuzanna jest dzieciakiem jeżdżącym, ale zjazd ze szczytu na dół dla niej wystarczyłby raz dziennie.
Na marginesie - jeśli ktoś spodziewałby się wyjątkowych zimowych widoków ze względu na samo jezioro Štrbské Pleso, to zdrowo się przejedzie. Jak ja. Ono wygląda .... jakby go nie było.... Jak zaśnieżone pole orne, po którym śmigają narciarze biegowi.

5. Boska Tatrzańska Łomnica. Mistrzostwo samo w sobie, ale napisze nic więcej. Trzeba pojechać i się zachwycić samemu:-)
 Tylko tyle chciałam zaznaczyć, że nie ma się co bać nazwy. Lęk przed najwyższym szczytem tatrzańskim nie jest uzasadniony, bo to w pełni rodzinny ośrodek, bogaty we wspaniałe, długie, niebieskie trasy w niższej partii masywu. 


Czarna, szczytowa trasa była zamknięta, ale pewnie i tak wystarczyłyby mi opowieści Męża. Tu na zdjęciu sama czarnulka - tak, tak, te małe punkciki, to ludzie.

Natomiast trasy czerwone są równie obłędne!!!! I nawet jeśli ktoś nie czuje się na siłach, mając ski-pass, warto wybrać się gondolką na górę, pod Skalnate Pleso. 


 Zakupić kawusię, usiąść na leżaczku z widokiem na tatrzańskie szczyty i ewentualnie dać dzieciakom się wyszumieć się na placu zabaw. Można później gondolką zjechać z powrotem tam, skąd startują w dół niebieskie trasy.

Jeśli mówicie, że macie za małe dzieciaki na Tatrzańską Łomnicę.
To powiem Wam: oj nie nie nie nie,  sama żyłam w tym błędzie. Jeśli macie zbyt małe dzieciaki, a sami kochacie narty - właśnie dla Was jest Łomnica. Za dzieciaki do lat 6-ciu nie płacicie ani eurocenta, a ośrodek jest dla nich przygotowany idealnie.

 A tu widok z górnej stacji gondoli. Zjazd na nartach stamtąd tylko dla osób bez lęku wysokości:-) 


KARNETY: Wybierając się na cały tydzień, warto rozważyć zakup karnetu wielodniowego TatrySki, dostępnego również w opcji do wykorzystania z przerwą, np. 3 dni w 5 dni, który łączy kilka ciekawych ośrodków w Polsce i od tego roku również słowacką Bachledkę.
Hm.. a jakie karnety zakupić? Czasowe, całodzienne? Mieliśmy wiele pomysłów, co do ilości czasu spędzonego na nartach z dzieciakami (6-8 lat). 
2 godzinny karnet, później jedzenie i zabawa? 
4 godzinny karnet z góry skazany na przerwę w środku ale z możliwością powrotu na stok? 
Stanęło na karnecie całodniowym. Przerw robiliśmy sporo - właściwie po pierwszych 2 godzinach gościła nas raz na 70 minut jakaś chata z ciepłą buchtą, frytami albo gorącą czekoladą dla podładowania małych akumulatorków, a i stare przyrdzewiałe chętnie się podładowały.

NOCLEGI: Miała być klasa ekonomiczna i uroczy pensjonat w jednej z okołotatrzańskich miejscowości. 

Zamarzyło nam się też śniadanie, za które Słowacy słono liczą. 5 Euro razy dwójka dzieci jest spora opłatą, jeśli cała dwójka każdego dnia raczy się z radością płatkami z mlekiem.
Kurcze... gdyby jeden pensjonat podał łączną cenę bez rozróżniania: ze śniadaniem czy bez - decyzja zostałaby podjęta szybko.
A tak - zaczęły się kombinacje... No bo: Słowackie wyciągi jeżdżą do zmroku, czyli do 15:30, góra 16. No i: miło byłoby po mroziku wylądować w basenie, albo lepiej saunie, do której zaczłapie się w kąpielowych kapciach i szlafroczku.
Booking.com i Tripadvisor były pomocne w poszukiwaniach, ale ostateczna wizyta na stronach hoteli zachęciła nas do skorzystania po raz pierwszy w życiu z pakietu pobytowego.
Okazało się, że pomiędzy Nowym Rokiem a słowackimi feriami zimowymi (startującymi koło 8 lutego), hotele i pensjonaty mają martwy okres pełen kuszących promocji. Skusiliśmy się i nie żałujemy. Cena zachęcała, a jakość jaką dostaliśmy i otwartość Słowaków nas bardzo mile zaskoczyły.
Hotel Hills w Starej Lesnej nas oczarował i zaczarował, podobnie jak cała jego obsługa. Były obłędne śniadania (dzieciaki darowały sobie płatki, ale tym razem postawiły na rogale i gorącą czekoladę) i obiadokolacje w genialnej restauracji. Był basen (a nawet 3). Były sauny - też sztuk trzy. Był nastrój, zapach i magia, a nawet tajskie masaże. Był też bardzo wygodny pokój typu studio, ogarnięte nasze obejście każdego dnia. Ciepło, czysto i przytulnie. Był też widok na Łomnicę po otworzeniu oczu. 



A ja drżę, czy się nie uzależniłam i nie skończy się odstawieniem w wakacje namiotu w jakąś czarną dziurę;)

PO NARTACH: No. Dobrze jest mieć co robić po nartach. Planowaliśmy jeden dzień przerwy na jednych z term słowackich. Jednak baseny i sauny w hotelu, które były właściwie tylko dla naszej dyspozycji, okazały się być tak genialnym rozwiązaniem, że nie chciało nam się marnować całego dnia i pieniędzy na moczenie się we wspólnej balii z kilkoma setkami innych osób.
Poza tym wymarsz w szlafrokach i klapeczkach  z pokoju na basen i z powrotem - bezcenne.


Tatry Wysokie oferują kilka cudownych ścieżek spacerowych; łatwych i płaskich, więc dostępnych również zimą. 
Wybraliśmy jednak rozrywkę bardziej z myślą o naszych kilkulatkach. 2.5 km trasy zjazdowej na sankach zdawało się być genialnym pomysłem. Hrebienok.
Taaaaaak. Tylko najpierw trzeba było tam wleźć:-) Zrobiliśmy to. Raz. Jeden raz. Po drodze i na górze było przepięknie. 





 



Ale po zjeździe Szymon się załamał i wszyscy inni zjeżdżający musieli już zapewne od połowy góry słyszeć dobiegający z dołu lament, jak to on dzielnie szedł CAŁĄ DROGĘ, jakże to było daleko i jak źle, i jak nie marudził.. i na końcu taki wolny zjazd, że trzeba się było odpychać.
No fakt. Uznaliśmy tą rozrywkę za mocno przereklamowaną. Ale widoki przy wchodzeniu - bezcenne:-)
Postawiliśmy dziecku, coby je pocieszyć, ale bardziej uciszyć, wjazd kolejką na górę i udzieliliśmy kilku porad w temacie sterowania i ułożenia pozycji ciała. 
Drugi zjazd zakończył się uśmiechem , ale i tak górki u babci gwarantują większą frajdę w temacie sanek. Kropka. 

A koszt imprezy: sanki przy wyciągu wypożyczycie za 6 euro. Warto poszukać w Starym Smokowcu wypożyczalni kilka kroków od kolejki na Hrebienok - zapłacicie połowę tej ceny.
Wjazd kolejką naziemną na górę na ski-pass bezpłatnie (jednak trzebaby mieć ten skipass, a my założyliśmy dzień bez nart), w przeciwnym wypadku to cena 8 euro za bilet dla osoby dorosłej, 6 euro dla dzieci, więc nogami lepiej:-)

Komentarze

  1. o matko !!! jest cudnie, tzn. było !! jakie te Wasze dzieci już wyczynowe !! Lenka masz Ty serce do tych niesamowitych opisów, nie wiem czy uznasz to za komplement, ale chyba powinnaś wydac wersje papierową :-))) czy wciąż bojkotujesz FB ?? :-)cobym miała dostęp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No było cudnie:-) Warto tam zimą się wybrać nawet bez nart. Jest się czym zająć i gdzie połazić.
      Letnie spacerowanie po Tatrach Słowackich leży w katalogu "TO DO". To dopiero bajka!!!
      Za FB wcześniej czy później pewnie będę musiała się zabrać. Na razie nie mam z nim nic wspólnego.
      p.s. za komplement pięknie dziękuję, rumieniec zapuszczam i niezmiernię się cieszę, że ktoś do końca z czytaniem dobrnął:-) a samo pisanie idzie mi jak krew z nosa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku