GÓRY STOŁOWE - Szczeliniec Wielki


Dojechaliśmy do celu dopiero w porze obiadowej. Na domiar złego wokół zebrały się czarne chmury. W Karłowie znaleźliśmy darmowe miejsce parkingowe przy Zajeździe Karłów, niedaleko wejścia na szlak. Spodziewaliśmy się tłocznej miejscowości turystycznej, zastaliśmy zaciszną wioskę z kilkoma budynkami i jedynym otwartym zajazdem. 


Zanim wygramoliliśmy się z samochodu zaczęło lać. Udało nam się znaleźć ostatni wolny stolik w tej jedynej otwartej knajpce. 
Deszcz skończył padać jakoś w tym czasie, kiedy nasze dzieci kończyły swój nawet przyzwoity obiad.
Posileni i szczęśliwi ruszamy na pusty szlak. Widać ulewa wygoniła większość turystów, a resztę zniechęciła i zmusiła do zmiany planów.
Mijamy jakiś park dinozaurów. Dzieci zaczynają pojękiwać na ten widok, ale ostatecznie nawet ich nie zachęcają niezbyt ciekawe okazy widoczne zza ogrodzenia. Idziemy dalej wygodną drogą. Po 10 minutach dochodzimy do schodów - tam zaczyna się i kończy ścieżka przyrodnicza, która poprowadzi nas przez cały Szczeliniec.
Z naszymi szkrabami ze 20 minut wchodzimy po schodach wciąż w górę i w górę. I dochodzimy do schroniska!!! 








 


Dzieci są zdziwione, jak szybko cel został osiągnięty i można napchać się lodami.

My też nie spodziewamy się, że najlepsze dopiero przed nami:-)


Zaraz za schroniskiem czeka nas labirynt skał. Warto zabrać jakąś mapkę (do wydrukowania choćby TUTAJ) i pobawić się w zgadywanie, co przypomina nam skała i z której strony widać tego wielbłąda....
Przeciskanie się w labiryncie skał to też niezła frajda, zwłaszcza że rodzice niekoniecznie mieszczą się tam, gdzie dzieci śmigają z łatwością.


 


Cała ścieżka nie jest długa, nie warto się więc spieszyć, a potraktować tą wycieczkę jak zabawę. Zabraliśmy też ze sobą czołówki, bo dzieci wiedziały że czeka nas wyprawa do Piekiełka!!! Oczywiście że się przydały i oczywiście, że można się bez nich obejść. 


 












 


Ostatnia atrakcją była platforma widokowa na Szczelińcu. Na szczęście po ulewie byliśmy tam prawie sami w blasku popołudniowego słoneczka.  To zaledwie 919 m n.p.m. ale jakże cieszyło w tak pięknych okolicznościach przyrody.
Schodami w dół choć drugą stroną góry, wracamy do punktu wyjścia.

Poźniej czekał nas już tylko wieczór przy grillu i planszówce pod gwieździstym niebem, w rytmie pomrukiwań dzików.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku