KARYNTIA - tym razem narciarska AUSTRIA

O naszych wcześniejszych rodzinnych podbojach narciarskich przeczytacie TUTAJ:

- we Włoszech szukaliśmy słońca;
- w Słowacji alpejskiego klimatu w rozsądnej cenie;
- Polskę kochamy siłą rzeczy.

W tym roku wybór padł na Austrię. Po powrocie, ostudzeniu emocji oraz zerknięciu na stan konta, stwierdzamy, że udało nam się znaleźć w Austrii to wszystko, co wymieniłam powyżej:-)
Były niekończące się pasma Alp, szerokie piękne trasy, błękitne niebo oraz nie-rujnujące naszych kieszeni ceny noclegów i karnetów ze zniżkami dla rodzin!

KARYNTIA - choć wybór nie był łatwy

Przemierzając Austrię wygodnymi autostradami ma się wrażenie, że jest to kraj w całości górzysty. Wikipedia jednak podaje, że "tylko" ponad połowę kraju, pokrywają Alpy.
Z tego widać, że znaleźć jedno godne polecenia miejsce na narciarski urlop nie jest łatwym zadaniem. Ale powiem Wam, że zapewne gdziekolwiek nie wylądujecie - Alpy są prze---piękne:-) Najwyższy szczyt w Austrii ma prawie 3,8 km!!! Jest sporo ośrodków zlokalizowanych na lodowcach, na wysokości w okolicach 3 tys.
My jeździliśmy pomiędzy dwutysięcznikami i w zupełności nam to wystarczyło!

JAK SZUKALIŚMY i jaka droga dedukcji doprowadziła nas do KARYNTII:

Żeby był śnieg! Co nie było tak oczywiste. Ferie wypadły nam w połowie lutego. A jeszcze pod koniec stycznia, analizując obrazy z kamerek internetowych, wybrane przez nas miejsca świeciły czarną ziemią przy dolnych stacjach. Braliśmy pod uwagę do ostatniej chwili zmianę miejsca. Jednak jak zaczęło sypać....

Żeby było zdecydowanie w dół. Tatuś - żądny mocnych wrażeń zauważa tylko czerwony kolor tras i oby był czarny smaczek. W każdym ośrodku, jaki braliśmy pod uwagę przeważały trasy czerwone. Stwierdzam dzisiaj, że najważniejsze, żeby te trasy były szerokie.

Żeby było też coś niebieskiego. Dla Zuzanny 8-latki, lubiącej odpocząć od czasu do czasu. W większości miejsc pojawiający się kolor niebieski tras, to drogi łączące różne trasy czerwone. Jeśli macie dzieci uczące się jeździć lub szukacie miejsc do jazdy rekreacyjnej - nie wybierajcie takich ośrodków. Tam gdzie byliśmy, trasy czerwone w pełni zasługiwały na swoje oznaczenie.
Ale i nasza Zuzanna polubiła kolor czerwony.


$$$ - żeby za nocleg nie przepłacać. Szukaliśmy wygodnego mieszkania dla 4-osobowej rodziny z... kotem... i z kuchnią. Udało się znaleźć za niewiele powyżej 2 tys. Polecić możemy bardzo - O TU.

Atrakcje na dzień bez nart - to już nasza tradycja podczas narciarskiego tygodnia. Naturalne lodowisko na pobliskich jeziorach to nie lada atrakcja! Jeden dzień przerwy od nart spędziliśmy na 4 km trasie łyżwiarskiej na jeziorze (szukajcie Weissensee). A jeśli narty, to dzieci chętniej jeżdżą, jeśli gdzieś w ośrodku trzeba dojechać do trasy z pomiarem czasu lub małego snow-parku.

A po nartach?? Żeby był basen. I był. A nawet dwa. I do tego z ciepłą wodą i na zewnątrz. Były też sauny. Przy zakupie karnetów warto zerknąć na opcję z basenami, choć bardziej opłacalne okazało się skorzystanie z basenów 3h przed zamknięciem. Było wówczas taniej i pusto.

Lodowiec? - niekoniecznie. Idąc za radą kilkorga znajomych, nie celowaliśmy w lodowce. Śnieg jest tam pewny. Jest wysoko - jest pięknie. Ale wyżej, to i zimniej. Dzieci szybciej marzną, a dla dzieci najważniejszy jest komfort jazdy. W Karyntii, jako plan B (na brak śniegu lub odwilż) mieliśmy lodowiec Mölltaler. Zabrakło nam jednak na niego czasu.

Żeby było ładnie. Tego obawialiśmy się najbardziej, bo wybraliśmy nieco niższe Alpy. Karyntia słynie ze swego uroku ale piękne 3-tysięczne piki zaczynają się nieco dalej. Zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni. Czekały na nas prawdziwie alpejskie widoki w każdym z ośrodków, które odwiedziliśmy.

Żeby było gdzie pochodzić. Niestety jedno z nas musiało w tym roku zostawić narty w domu. Ciężko było znaleźć jednak na stronach ośrodków narciarskich informacje o dostępnych trasach pieszych zimą. Ale właściwie przy każdym z ośrodków są bardzo atrakcyjne: długie i świetnie utrzymywane trasy do narciarstwa biegowego. Przy braku możliwości zdobywania alpejskich szczytów zimą postanowiłam, że  moja noga postanie na narcie biegowej. Jednak trasy biegowe poprowadzone są dolinami. Daleko od szczytów i niestety częściowo wzdłuż dróg. A mnie ciągnie zawsze do góry:-)


DOJAZD

Zajął nam 10 godzin. Z przerwą na drugie śniadanie, tankowanie i obiadokolację.
Niestety dwa dni swoich ferii trzeba przeznaczyć na dojazd DO oraz Z.
To niewątpliwie minus, ale warunki na miejscu go w pełni rekompensują.
Winiety należy zakupić na granicy z Czechami, następnie na granicy austriackiej. Uwaga - taniej jest po przekroczeniu granicy.
Przerwę na obiad zróbcie zanim wjedziecie do Austrii. Co prawda jedzenie jest przepyszne, wprost genialne! Jednak opłacenie obiadu w resto przy autostradzie dla 4-osobowej rodziny to dwukrotnie wyższy, niż w Polsce, wydatek.

NOCLEGI

Baza noclegowa w każdym z ośrodków jest bogata. Te, które odwiedzaliśmy, były bardzo przyjemnymi alpejskimi wioskami. Bez zbędnego, znanego z rodzimego Podhala jarmarku. Raczej mniejsze niż większe. Najbardziej urokliwie i klimatycznie wyglądały okolice ośrodka Nassefeld, jednak sam ośrodek z kolei był najbardziej zatłoczony.
Dwa miesiące przed planowanym wyjazdem w co atrakcyjniejszych i chwalonych na forach ośrodkach nie było już miejsc noclegowych.
Zauważyliśmy też, że cena noclegów w wioskach przy wyciągach lub w zasięgu ski-busa była sporo wyższa, niż w wioskach oddalonych o 40 minut drogi, gdzie zdani jesteście na własny dojazd.
My zdecydowaliśmy się na takie właśnie miejsce. Owszem, wygodnie jest pakować się rano w butach narciarskich i ze sprzętem w ski-busa, wygodnie jest nie używać tydzień samochodu, ale dla nas niewykonalne. Jesteśmy narciarskimi turystami i mimo, że w jeden dzień nie zjedziemy wszystkich dostępnych tras, kolejnego dnia chętnie zmieniamy widoki i kierujemy się do sąsiedniego ośrodka. Więc nieważne gdzie mamy nocleg - i tak kończymy w samochodzie.


Nocowaliśmy w miejscu, z którego dobrze było nam dojechać do kilku ośrodków, a było to TU
Miejscówkę polecamy. Widoki nieziemskie!!! Warunki bardzo dobre, a przede wszystkich czysto, pachnąco i przestronnie. A wszystko w cenie bardzo rozsądnej.

WYŻYWIENIE
Większość miejsc noclegowych oferuje sypialnie połączone z kuchniami w pełni wyposażonymi w sprzęt, na którym przygotujemy wszelakie posiłki.
My postawiliśmy na pasteryzowane dania własnej roboty, uzupełniane o ekspresowe w wykonaniu dania kuchni włoskiej. Zaopatrywaliśmy się w sieci gęsto usianych marketów typu SPAR. Uwaga tylko na niedziele - sklepy zastaliśmy w większości zamknięte.
Na stokach można było się wyżywić, jednak dla 4 osobowej rodziny koszt obiadu był dość spory - najtańsza opcja, to zupa gulaszowa w cenie 5 - 6 EUR/szt., która jakością i smakiem zwalała z nóg, ale pomnożona przez ilość głodnych głów i uzupełniona o frytki w tej samej cenie oraz napoje, robiła nam cenę obiadu w najlepszej krakowskiej restauracji.
W większości miejsc nie było możliwości płacenia kartą - to zdecydowany minus. Trzeba pamiętać o posiadaniu gotówki w jednej z licznych kieszeni narciarskich kurtek. Z kolei bankomaty dostępne były we wszystkich wioskach. Za karnety płaciliśmy kartą wszędzie.

TRASY i OŚRODKI

Wybór dla całej Karyntii znajdziecie TU.
Natomiast nasze wybory i co o nich myślimy, znajdziecie poniżej

Bad Kleinkirchheim ...
NARTY: Nasz prywatny numer jeden w tym rejonie. Polecamy bardziej dla już jeżdżących, niż uczących się. Spory wybór ciekawych tras i wariantów z trasą czarną na czele firmowaną nazwiskiem Franza Krammera.
W dolnej stacji wygląda dosyć niepozornie. Z daleka:-)

Pomijając te najtrudniejsze warianty, nie są to trasy wymagające szczególnych umiejętności, ale nie nadają się one do nauki. Szerokie, wygodne ale zdecydowanie czerwone - takie przeważają.
PIESZO: Na szczyt Wollaner Nock polecam wejście piechotą - 4 godziny, szlakiem z dolnej stacji gondoli (należy kierować się na czerwoną trasę numer 6 ze śniegiem naturalnym). Inną opcją jest wyjazd gondolą na Kaisserburgna wysokość 2055m, a następnie zdobycie szczytu (2145m npm) piechotą wzdłuż wyratrakowanej trasy saneczkowej (max 30 min, z przerwami na zdjęcia). Widoki cudne, bez względu na to, jakim sposobem wdrapiecie się na szczyt.


... razem z St. Oswald
NARTY: Teoretycznie Bad Kleinkirchheim i St. Oswald, to jeden duży ośrodek. W praktyce - dwa, choć połączone ze sobą. Z różną infrastrukturą i nieco odmiennymi trasami. Żeby dostać się do St. Oswald, najlepiej przejechać Bad Kleinkirchheim, jadąc samochodem dalej i szukać ogromnego, darmowego parkingu w miejscowości St.Oswald.
Oba ośrodki, jak wspomniałam, mają nieco odmienną infrastrukturę i zupełnie inne trasy. Te tutaj są bardziej wąskie, sporo jest przecinek, łączących ze sobą różne warianty. Osoby słabiej jeżdżące znajdą tutaj coś dla siebie.
PIESZO: Wyjazd gondolą na Brunnach (1908m npm). Stamtąd wiedzie wyratrakowana i niezwykle widokowa płaska trasa szczytami na godzinkę marszu. Można tą godzinkę przedłużyć o kolejną i zdobyć szczyt, którego nazwy nie znam, ale wygodnie można się na niego wdrapać wydeptaną ścieżką od miejsca, gdzie kończy pracę ratrak. Z miasteczka St. Oswald wiedzie też szlak pieszy na górę, ale nie zidentyfikowałam go pierwszego dnia pobytu, a w dniach kolejnych byliśmy daleko od tej wioski.

    





Turracher Hohe 
NARTY: Świetnie wykorzystany potencjał tutejszych wzniesień. Parkingi rozmieszczone są wzdłuż drogi w wiosce. Zostawiając samochód i łypiąc okiem na lewo i prawo nie spodziewaliśmy się wiele po tym ośrodku. No! Ale dobra - gdzie te 42 km tras?
Dopiero wyjazd w górę otwiera, po pierwsze piękną panoramę Alp, po drugie kilka wariantów świetnie ukształtowanych i szerokich tras. Tak więc nie zrażajcie się i Wy:-)
Ośrodek położony jest po dwóch stronach jeziora, zatem do zwiedzenia drugiej części czeka nas jazda orczykiem po jeziorze:-) Dobre miejsce również dla osób uczących się - 14.5 km opisane jest, jako łatwe. Sporo wariantów, sporo tras. Polecamy szczególnie najdłuższą tutaj czerwona trasę w lesie po drugiej stronie jeziora względem drogi - numerek 20:-)
PIESZO: Tutaj poruszałam się wzdłuż narciarskich tras zjazdowych. Niewątpliwie wrażeń piechurom dostarczy podejście z górnej stacji krzesła, ze szczytu Kornack 2205m npm na wysokość 2334m npm na szczyt Rinsennock. Ja nie odważyłam się dojść do końca wąską, eksponowaną ścieżką, przy podmuchach wiatru.

Nassfeld
NARTY: Chyba jeden z najlepszych widokowo ośrodków, jakie było nam dane odwiedzić w czasie tego tygodnia. Ma swój minusik - był też najbardziej zatłoczony.
Mąż bardzo poleca. Ja ze strony obserwatora - byłego narciarza - mogę powiedzieć, że czeka Was duża różnorodność tras, wysokogórski klimat, masa freeridów, cudne widoki i baaardzo rozległy ośrodek.
PIESZO: Tutaj poruszałam się wzdłuż narciarskich tras zjazdowych. Trasy piesze znalazłam na mapkach dla narciarzy. Jednak wiodły one dolinami i w lesie. Mnie ciągnie zawsze na szczyty!!! Wyjechałam na górę i łaziłam boczkiem, boczkiem tras narciarskich za moimi narciarzami. Nie było to szczególnie wygodne wędrowanie, ale widoki nieziemskie.






 





WĘDRÓWKI PIESZE

Wszak zima, to narty. A ruch, to zdrowie.
Tylko co zrobić, jeśli zdrowie nie pozwala na szusowanie, a cała rodzina mknie po stokach, byle nie oznaczonych na niebiesko?
Wystarczy para raczków zakupiona przed wyjazdem (koszt nowych ok. 150 zł), a rakiety śnieżne można pozyskać w wypożyczalni nart u stóp ośrodków, jeśli jest taka potrzeba. Ja obyłam się bez.
Jak już wspominałam - w ośrodkach startują dobrze przygotowane, kilkunastokilometrowe trasy narciarstwa biegowego - wzdłuż nich można spokojnie udać się na spacer. Idziemy doliną, podziwiając na lewo i prawo alpejskie szczyty. Oczywiście pod warunkiem, że obok przygotowanej trasy biegowej jest dostępna ścieżka piesza. W naszych warunkach nie było z tym problemu, W przypadku dużych opadów śniegu, ośrodki mogą nie wyrabiać z odpowiednim przygotowaniem wszystkich tras, wówczas bez rakiet ani rusz.

Jeszcze piękniej jest dostać się na szczyt i tam szukać tras spacerowych. Jeśli są one oznaczone na mapkach narciarskich - możemy być pewni, że są wyratrakowane i przygotowane dla piechurów. Zakup pojedynczego wjazdu gondolą na najwyższy szczyt to koszt kilkunastu Euro w obie strony.
A tam mamy do dyspozycji niczym niezmąconą biel i piękną panoramę, niekończących się alpejskich szczytów.

A na pewno najpiękniej jest wejść w ciszy na szczyt o własnych siłach!! I to rozwiązanie polecam najbardziej. Obok stacji dolnej wyciągów z pewnością startuje jakiś szlak pieszy, który okazuje się być przedeptany przez ski-tourowców. Tutaj oczywiście też wszystko zależy od warunków pogodowych. Koniecznie sprawdźcie je przed wyruszeniem. Nie zapominajcie o zagrożeniu lawinowym. Po dużych opadach szlaki piesze mogą być zamknięte, właśnie przez wzgląd na zagrożenie lawinami.


Ubiór: jeśli zdecydujemy się na to ostatnie rozwiązanie, musimy liczyć się z kilkugodzinnym "spacerkiem", który bardziej męczy niż w lecie. Przy temperaturze -8 stopni mamy ochotę zrzucić z siebie wszystko i zatopić w lodowatym śniegu, ale przy tym dobrze byłoby nie skończyć z zapaleniem płuc.
Dlatego, oprócz raczków / rakiet śnieżnych, koniecznie trzeba mieć dobrze oddychającą odzież. Nie tylko bieliznę termoaktywną, ale wierzchnia warstwa musi świetnie oddychać dla pełnego komfortu takiego spaceru. Kurtkę narciarską można na ten czas cisnąć w kąt - jest zdecydowanie za ciepła. Ale musimy mieć ze sobą coś, co ochroni nas od wiatru.
Dla mnie (a nie chciałam wydać fortuny) polar i grubszy softshell, to było kompletne wyposażenie. Jeśli chodzi o dół - spodnie narciarskie, spisują się świetnie. Nieprzemakalne i ciepłe obuwie, to oczywiście również podstawa.

Do tego ciepła herbatka w termos, 2 kanapki, czekolada i w drogę!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku