TURBACZ - jesienny spacer w chmurach

Co zrobić jeśli przez cały tydzień za oknem Twojego biura rozkosznie świeci jesienne słońce na błękitnym niebie, a drzewa mienią się barwami jesieni?
- Snuć plany na weekend!!!
A co zrobić kiedy po pięknym, jesiennym tygodniu, który oglądaliście zza okna swojego biura, budzi Was mglisty, szary sobotni poranek, zanosi się na deszcz i nosa z łóżka nie chce się wystawić?
- Jechać w góry;)!!!


Malujemy szybko promień odległości 1h 15min wokół Krakowa, zapuszczamy filtr wysokości n.p.m. jeden tysiąc, odrzucamy miejsca odwiedzone.
I mamy to! Turbacz.
Co prawda podejście na ten szczyt nie rozpieszcza, ale wyruszamy.
Na parkingu przy stacji narciarskiej w Koninkach wita nas jesienny deszczyk. Chwila zawahania, ale nie tracimy fasonu.

Spotykamy  dwójkę rowerzystów, spacerowiczów z psami, i grupę z masą dzieciaków. Kupujemy bilet na wyciąg, udajemy się pod kolejkę a tam jakby czas cofnął się o 30 lat.... Głucha cisza, wyciąg ani drgnie, krzesła pojedyncze. Trochę martwię się o moją 8-latkę, ale banda za nami ma jeszcze mniejsze dzieci:-)

W końcu dotarł do nas Pan, który odpalił wyciąg i w pędzie pousadzał wszystkie dzieci na pojedynczych krzesłach, które mocno zmoczył deszcz. Tak z mokrymi tyłkami znaleźliśmy się na górze.
Herbatka z termosu na rozgrzewkę po kilku minutach na wyciągu i jesteśmy gotowi do szybkiego marszu po płaskiej rozległej łące. Jako-takie widoki pomiędzy chmurami wypełniły złocisto-czerwone drzewa. Było ładnie!!


Nie znaleźliśmy zielonego szlaku, drogowskazu ani żadnej mapki. Ale droga wydała nam sie oczywista - ruszyliśmy wydeptaną ścieżką w kierunku, gdzie powinien być Turbacz:-) Czyli na prawo stojąc twarzą w kierunku dolnej stacji wyciągu.
To był dobry kierunek, po jakiś 20 minutach doszliśmy do drogowskazu, który czerwonym szlakiem prowadził do schroniska w Starych Wierchach nadal płaską wygodną ścieżką....
Nie idziemy na tą łatwiznę - odbijamy w szlak zielony na Obidowiec i pniemy się stromo pod górę po kamiennych stopniach. To w tej wspinaczce minęliśmy granicę chmur i jesienne barwy pięknie mieniły się, niknąc w złocisto-czerwonej mgle.
To na tej ścieżce Zuzanna dostała pierwszej zadyszki i postanowiła zwolnić tempo naszego marszu.

Szczyt zdobyty, ścieżka robi się płaska, doszliśmy do oznaczenia szlaków w lesie. Na prawo znowu kuszą nas Stare Wierchy - 30 minut do schroniska. Na lewo czerwony szlak zaprasza na Turbacz w 1h 40minut. Nie tylko my w tym miejscu stoimy i wahamy się.
70% szans na deszcz za 30 minut.....
W takim czasie wygodną ścieżyną dotrzemy do Starych Wierchów, albo damy się złapać temu deszczu daleko od celu i daleko od dachu.
Po chwili zawahania jednak ruszamy na Turbacz w dźwiękach pomiaukiwania Zuzanny. Z rozczuleniem wspominam czas, kiedy dzieci nie umiały czytać i trzecią godzinę dzielnie tuptały te "20 minut" do celu.
Deszczu nie było, był cudny spacer w chmurach, było dużo błotka i radości przy próbach omijania tego błotka. Szymon wytaplał się w błocie z 7 razy, Zuzia z gracją omijała każdą przeszkodę, a mnie wypaprał jakiś radosny napotkany york, który oczywiście też był cały w błocie.

Ze 20 minut drzemy pod górę. Łatwo nie jest, ale spacer w chmurach robi niepowtarzalny klimat.
Kiedy ścieżka na chwilę zaczyna prowadzić lekko w dół, okazuje się, że my musimy z niej odbić i rozpocząć kolejne 20 minut wdrapywania się po kamieniach. Zdobycie samego wierzchołka odbywa się pod hasłem "już nie mogę". Chyba lepiej, że w chmurach nie widać czy daleko jeszcze, bo Zuza gotowa była zawrócić.
Ale daliśmy radę!! Szymon na szczycie był pierwszy! Powitał go tam jakiś radosny zabłąkany psiak.
Zuza padła na ławeczkę, którą ktoś postawił tam, jakby dla niej.


Najwyższy szczyt Gorców zdobyty.
Stamtąd już tylko niecałe 10 minut radosnego podskakiwania po kamyczkach w dół prosto do schroniska na zupę czosnkową i pierogi z jagodami!

Dopiero koło 16 opuszczamy przyjemne, ciepłe wnętrze. Rzut okiem na mapę, początek szlaku niebieskiego w dobrym kierunku odnajdujemy na tyłach schroniska. Na zewnątrz jest już mocno szaro i liczymy sie z tym, że do auta dotrzemy po ciemku. Po drodze czające się w chmurach i mgle kształty pobudzają naszą wyobraźnię.




Zuzanna z całym przekonaniem stwierdza, że w tych górach nie ma niedźwiedzi. Natomiast w Gorcach na pewno we mgle czyhają GORYLE. Może właśnie przez te goryle poszło nam nieźle. Wyprzedziliśmy wszystkich, którzy przed nami opuścili schronisko.
O ile dobrze pamiętam sprzed lat szlak jest bardzo malowniczy - my mieliśmy cudną mgłę w jesiennych barwach - jakąś połowę całej trasy przemierzamy szerokimi łąkami.
Druga połowa, to zejście stromo w dół po kamiennych stopniach. W duchu cieszyłam się, że nie zdecydowaliśmy się podchodzić tym szlakiem na szczyt. Ten wariant groziłby poddaniem próby zdobycia najwyższego szczytu Gorców przez moją 8-latkę.

LOGISTYKA i CENY:
- parking przy stacji narciarskiej Koninki - 10zł;
- wstęp do Gorczańskiego Parku Narodowego - 8 zł za mnie dużą i dwoje dzieci;
- wyciąg na Tobołów TU - 38zł za mnie dużą i dwoje dzieci, w jedną stronę;
- niecała 1 godzina spaceru - z Tobołowa na Turbacz ruszamy szlakiem zielonym przez Obidowiec; tym samym mijamy łukiem schronisko w Starych Wierchach;
- kolejne 2 godziny spaceru - od skrzyżowania szlaków na Obidowcu, przesiadamy się na szlak czerwony, przez szczyt Turbacza dochodzimy do schroniska;
- w schronisku pełne wyżywienie jak w najlepszej restauracji - zupa czosnkowa 12 zł, schabowy niewiele ponad 20, rydze z patelni 30zł; pierogi z jagodami 17zł;
- w dół 1h 40 min wracamy do Koninek szlakiem niebieskim, kierunek - na tyły schroniska. 
A tak to widzi google maps:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku