GRECJA - Płw. Chalkidiki - SITHONIA


Zaplanowaliśmy na Grecję spokojne trzy tygodnie urlopu!!!


Z jednej strony za dużo, a z drugiej za mało na tak wielki i jednak różnorodny kraj.

Rozpoczęcie padło na Chalkidiki, bo szukaliśmy spokojnego, miłego miejsca na przystanek w czasie tej długiej podróży.
Naczytaliśmy się o Grecji przed wyjazdem. O brudzie - brudnej wodzie, brudnej plaży - dlatego szukaliśmy też miejsca czystego. No i wreszcie szukaliśmy też miejsca po drodze z Polski, wgłąb Grecji.
A wszystko okazało się być "tak sobie" - począwszy od "tak sobie po drodze" (od Salonik do Kalamitsi musieliśmy przejechać jeszcze ponad 150 km). 
Oczywiście nikt nie narzekał!!! To nasze GRECKIE WAKACJE!!!!
Każdy wybiera co lubi - my nie wyobrażaliśmy sobie spędzenia tych kilku upalnych dni na ulicach Salonik, albo na zabudowanych hotelami plażach tzw. "Riwiery Olimpijskiej". Choć oba miejsca są pewnie bardziej po drodze z Polski i bardziej zbliżałyby do wnętrza w Grecji.
Grecja w mojej głowie wizualizowała się, jako jedno wielkie wykopalisko archeologiczne. Tymczasem samo Chalkidiki, a przynajmniej półwysep Sithonia jest całkowicie bezwykopaliskowy, niemal bezludny i - chciałam napisać - nieciekawy. Ale nie. Nie jest nieciekawy - jest pusty, bezludny, ma urokliwe zakątki. Nadaje się na pewno do spokojnego, niczym nie zmąconego wypoczynku na brzegu morza, na ślicznych, piaszczystych plażach. Do cywilizacji jest daleko:-)



Czy można wybrać się na turystyczną wycieczkę - pewnie tak:
- na rejs wokół pięknie widocznej stąd Góra Athos - nam wystarczył widok tej świętej góry z mnichami, którzy nie chcą u siebie kobiet widzieć;
- Nikitas - dosyć sympatycznie zapowiadające się miasteczko położone nie nad morzem. My tylko przejeżdżaliśmy, ale sprawiało miłe wrażenie; z nową zabudową, ale utrzymaną w tradycyjnie "greckim" układzie.

Nacieszyliśmy tam oko wszędobylskimi owcami, chadzającymi całymi stadami, gdzie popadnie. Pospacerowaliśmy po bezdrożach naszego Kalamitsi, dumnie nazwanego przez nas "miejscowością". 

Wybraliśmy się na do miasteczka położonego w górach, na ile droga pozwoliła.
Była to ryzykowna wyprawa, bo w jedynej czynnej tavernie zostaliśmy przez przemiłą panią nakarmieni surową rybą, zmrożonym szaszłykiem i ok kalmarami, po których jednak jedno z nas porozmawiało z grecką toaletą. A wszystko to były dania z grilla. Jedynie papryczki faszerowane serem kozim zwaliły moje podniebienie z nóg:-).



Pokupowaliśmy też sporo warzyw i owoców przy drodze u Pani, która karmiła swojego psa brzoskwiniami, bo głośno się tego domagał. A było to na takim pustkowiu, że zdało się, że jesteśmy jedynymi klientami.

Wreszcie w sobotę pakujemy manatki. I tak jesteśmy tu o co najmniej dzień za długo. Wykorzystaliśmy WI-FI przy barze i wybraliśmy inny kemping z pierwszej dziesiątki w rankingu

Nowy cel -> Półwysep Pilion -> kemping SIKIA. 

Pakujemy się niespiesznie. Wyruszamy dopiero w samo południe. Maniana w tym kraju ma sens – minimum ruchu, tylko takie podejście gwarantuje przeżycie. 
Ruszamy do Salonik, później autostradą na południe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku