GRECJA - Riwiera Tesalska - Ambelakia

Zgodnie z zasadą, że z jednego miejsca noclegu poruszamy się w promieniu o równaniu:
wstać + dojechać + zwiedzić + zaliczyć kąpiel w morzu + wrócić = pełny dzień 

wybraliśmy się na wycieczkę na zachód słońca do niegdyś bogatego miasteczka, słynnego z przemysłu włókienniczego, w kierunku położonej po sąsiedzku Riwiery Tesalskiej.

Sama Riwiera Tesalska znana jest podobno przez wzgląd na unikatowe plaże. Plaże faktycznie zwiedzić warto! Zaskakują różnorodnością (piaszczyste, kamieniste, szerokie, maleńkie - warto pojeździć i poszukać czegoś dla siebie), jednak podwodne życie dosyć ubogie.
Sama Riwiera Tesalska jest soczyście zielona, miejscami zaskakująco, niczym w tropikach. Są tu małe i jakby zatrzymane w czasie wioski (Stomio z małą cerkiewką, wymienianą w przewodnikach, ale najmniej ciekawą w całym miasteczku, bo odnowioną... a ono stare, odrapane, jakby  zaniedbane .. inne takie..). Znamy je po max 20 minutach z wypiciem kawy w jednej z ciasnych knajpeczek.
Jedziemy dalej.
Główna droga z miasta Larisa nad morze wiedzie nas wzdłuż rzeki Pinios, wąwozem Tembi (szał!!). Warto choćby przejechać samochodem w drodze na obiad w jednej z miejscowości Riwiery. Mamy wrażenie, że jakaś nadludzka siła rozłamała dwa pasma gór na pół, żeby zrobić miejsce na drogę.

Zatrzymujemy się na parkingu Agia Paraskevi. 
Parking jest darmowy. Są schody kamienne w dół wąwozu cudnego, gdzie otwiera się jakby inny świat. Chłodno, zielono, panuje tu lekki mrok.
Starożytni Grecy wiedzieli co cudne i najcudniejsze w ich kraju. O najbardziej spektakularne miejsce ocierają się bogowie. Tutaj - miejsce oczyszczenia Apolla, tak w skrócie - w szczegółach proszę wyedukować się samemu. Przez wąski most wiszący przechodzimy pod kościół wykuty w skale.
Podobno to cel wszystkich wycieczek i podobno miały tam być tłumy. My przyjechaliśmy po południu, bo zmierzaliśmy na zachód słońca. O tej porze było tu pusto (plus) ale i ciemno (jednak minus).
Nacieszyliśmy oczy po drodze do naszego celu - a cel na dziś to zachód słońca w miejscowości Ambelakia.
 Już sama droga do miasteczka jest imponującą serpentyną z widokami ulalala. Niestety nie bardzo było się gdzie zatrzymać przy wąskiej drodze dla uwiecznienia widoków na matrycy, ale w sercu zachowane zostały.
A samo miasteczko? Sympatyczni i otwarci mieszkańcy z uśmiechem i lekkim zaciekawieniem przyglądali się wariatce latającej po wszystkich dziurach z aparatem, ale ze zrozumieniem kiwali głowami, rozmawiając o fotografii. Ludzie żyjący świętym spokojem, zielenią  i zapierającymi dech w piersiach widokami, dostępnymi z każdego podwórka i okna.
I to co lubię  -  utrzymane "w duchu" dawne, cudne rezydencje. W XVIII w. bogate kupieckie miasto, słynne z produkcji czerwonej bawełny, dzisiaj spokojne urokliwe i można nocleg znaleźć i zjeść po grecku i pamiątki zakupić lokalnego rzemiosła.
Bez fajerwerków, ale bardzo przyjemnie. Miejsce, które nie jest punktem obowiązkowym, ale pokazuje Grecję od podwórka. Pozwala napić sie wody z wszędobylskich kamiennych fontann. Pokazuje też czasy jej dawnej świetności. To miejsce na kolację pod platanami przy blasku zachodzącego słońca. Miejsce na wieczorny spacer kamiennymi uliczkami - wzdłuż i wszerz przejdziemy w 20 minut.

 
 
 
  
Zjeżdżamy leniwie szalona serpentyną, podziwiając oszałamiające widoki oświetlone promieniami zachodzącego słońca. Ja podziwiam, kierowca raczej podziwia kunszt projektantów dróg i jakimś cudem pokonuje kolejne zakręty.









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OJCÓW - z dziećmi w każdym wieku